Instalacja fotowoltaiczna z magazynem energii

Poznaj orientacyjne koszty

Ładowanie elektryków w Polsce jest jednym z droższych w Europie. Gdzie leży przyczyna?

Ładowanie elektryków w Polsce jest jednym z droższych w Europie. Gdzie leży przyczyna?

Koszt ładowania samochodu elektrycznego w Polsce jest jednym z najwyższych w Europie. Liczba stacji ładowania stale rośnie, ale problemem są opłaty dystrybucyjne i brak ładowarek przy drogach ekspresowych. 

Reklama

Wysokie koszty ładowania 

Według ostatniego raportu Powerdot Data Center, stacje ładowania znajdują się w Polsce średnio co 3 km, a stacje szybkiego ładowania – co 6 km. Maksymalna odległość między jedną stacją a drugą wynosi 76 km. Mimo że statystyki wyglądają obiecująco, wciąż pozostajemy w tyle za Zachodem. Ładowanie jest dostępne, ale dużo droższe. Według analizy, stawki są zbliżone do tych w Belgii, a ładowanie pojazdów w Hiszpanii i Francji jest już zauważalnie tańsze. Z czego to wynika?

W Polsce największym problemem są opłaty dystrybucyjne, które często przekraczają nawet 70% ceny samego prądu. Wynika to z przestarzałego systemu dystrybucji oraz dużego udziału węgla w miksie energetycznym.

— Różnice w stawkach są przede wszystkim pochodną cen energii, która w Polsce jest zdecydowanie najdroższa ze wszystkich krajów, w których działa Powerdot. W Polsce całkowity koszt zakupu 1000 kWh energii dla stacji o mocy 100 kW, wraz ze wszelkiego rodzaju opłatami, w tym dystrybucyjnymi, wynosi 1,71 zł za 1 kWh. We Francji jest to równowartość 1,43 zł, a w Hiszpanii – 0,76 zł. W Polsce jednym z czynników, który podbija ceny prądu, są bardzo wysokie opłaty dystrybucyjne. Ich udział w koszcie zakupu prądu zależy od ilości nabywanej energii. W przypadku zakupu 1000 kWh dla stacji o mocy 100 kW opłaty dystrybucyjne stanowią aż 71 proc. kosztu zakupu prądu – tłumaczy Grigoriy Grigoriev, dyrektor generalny producenta ładowarek Powerdot w Polsce.

Liczba elektryków dalej jest niewielka 

Według raportu Powerdot, w Polsce na jedną ładowarkę przypadają 23 samochody elektryczne. Podobny wynik ma Hiszpania, we Francji to 37 pojazdów, w Portugalii 45, a w Norwegii – aż 82. Niewielka ilość pojazdów elektrycznych może  być więc plusem dla ich posiadaczy – kolejki do ładowania są zazwyczaj krótsze albo nie ma ich wcale. 

Według Licznika Elektromobilności, w lipcu po polskich drogach jeździło 70 tys. elektryków. To znacznie mniej niż w innych europejskich krajach. W Hiszpanii jeszcze rok temu było 466 tys. takich pojazdów, a w Norwegii – ponad 754 tys. 

Brakuje ładowarek przy autostradach

Mimo że teoretycznie odległość od ładowarek jest niewielka, dla użytkownika największym problemem jest ich brak przy drogach ekspresowych i autostradach. Ładowarki są rozmieszczone głównie w miastach, gdzie często kilka punktów znajduje się w niewielkiej odległości od siebie. 

Problem ten wynika z dostępności sieci energetycznej na Miejscach Obsługi Podróżnych (MOP). Koszty przyłączy w takich miejscach są wyższe, przez co inwestorzy rezygnują z budowy stacji. Niewiele jest również punktów szybkiego ładowania (DC). Stanowią one zaledwie 26% wszystkich ładowarek, przy czym do końca roku ich liczba ma wzrosnąć do 33%. 

– Przy autostradach i drogach szybkiego ruchu faktycznie stacji brakuje i jest to problem trudny do rozwiązania w średnim okresie (AFiR). Powodem nie jest jednak brak zainteresowania inwestorów tego typu lokalizacjami, czy brak kapitału, ale brak sieci energetycznej na MOPach. Inwestycje w stacje w takich miejscach są pozbawione sensu ekonomicznego ze względu na określone w warunkach przetargowych wymogi pokrycia przez inwestora kosztów budowy przyłączy na wielokilometrowych odcinkach – przyznaje Grigoriev.

Zobacz też: Rekordowy wzrost przewodności akumulatorów. Koniec z pożarami elektryków?

Źródła: Powerdot.eu

Fot. Canva 

Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.