Prawa zwierząt Polowali na… zdziczałe koty. “Są jak diabły na metaamfetaminie” 03 lipca 2024 Prawa zwierząt Polowali na… zdziczałe koty. “Są jak diabły na metaamfetaminie” 03 lipca 2024 Przeczytaj także Prawa zwierząt Tuńczyk błękitnopłetwy – uratowany przed wyginięciem, stanie się ofiarą zmian klimatu? Tuńczyk błękitnopłetwy to ryba, która cudem została uratowana przed całkowitym wyginięciem. Teraz zmaga się ze skutkami zmian klimatu, które zmuszają ją do zmiany tras migracyjnych. Czy najdroższa ryba świata będzie jedną z wielu ofiar rosnącej temperatury? Prawa zwierząt Zwierzę to nie prezent na święta. Jak Polacy porzucają zwierzęta Chociaż najwięcej zwierząt jest porzucanych w okresie wakacji, to jednak co roku powraca temat zwierząt podarowanych na prezent pod choinkę. Mimo kampanii uświadamiających i apelujących, że nie jest to dobry pomysł, to jednak nadal nie brakuje chętnych na zakup zwierzaka na prezent świąteczny. Tylko że bardzo często taki “prezent” okazuje się towarzyszem jedynie na chwilę… W ubiegły weekend (28-30 czerwca) w nowozelandzkim regionie North Canterbury odbyło się charytatywne wydarzenie, podczas którego przy udziale dzieci polowano na jelenie, świnie, kaczki, oposy, króliki i… zdziczałe koty. Organizatorzy tłumaczą się realizowaniem rządowej polityki walki z gatunkami inwazyjnymi. Obrońcy praw zwierząt protestują. Reklama 2100 zł za największego upolowanego kota. Kontrowersyjne zawody myśliwskie Wydarzenie odbywa się co roku, jednak zdziczałe koty zostały dodane do listy gatunków łownych dopiero rok temu. W mijający weekend w North Canterbury zabito ich 340, sto więcej niż podczas poprzedniej edycji. Za upolowanie kotów obowiązywały nagrody – kto złowił ich najwięcej otrzymywał 500 dolarów nowozelandzkich (ok. 1212 zł). Największe zwierzę w tej kategorii oznaczało z kolei nagrodzenie aż 1000 dolarów (2124 zł). Dlaczego zdecydowano się na polowanie na zdziczałe koty podczas wydarzenia? Jego organizator, Matt Bailey, tłumaczy to chęcią pomocy w nadzorowaniu populacji tych zwierząt, które polują na dzikie zagrożone gatunki i przenoszą choroby zagrażające trzodzie hodowlanej. Rząd Nowej Zelandii od kilku lat prowadzi działania przeciwko gatunkom inwazyjnym. Według ambitnej polityki “Predator Free 2050” w ciągu najbliższych 26 lat z kraju mają zniknąć wszystkie nienatywne dla niego drapieżniki. W Nowej Zelandii występuje wiele rzadkich czy zagrożonych gatunków, często unikatowych dla tego państwa. Sprowadzone w okresie kolonizacji i później drapieżniki, takie jak szczury, oposy, łasice czy właśnie koty, zagrażają tej wyjątkowej faunie. Organizatorzy wydarzenia w North Canterbury powołują się na chęć pomocy w poradzeniu sobie z tym problemem. Koniec ferm futerkowych bliski? Ustawa trafi do marszałka jeszcze w tym tygodniu Na koty polowały również dzieci. Obrońcy praw zwierząt protestują Wydarzenie już w ubiegłym roku wzbudziło spore kontrowersje, na tegorocznej edycji obecni byli przedstawiciele organizacji Animal Save Movement (ASM), walczącej o prawa zwierząt. Aktywiści, oprócz samego faktu polowania na koty, zwracają uwagę na obecność dzieci podczas imprezy. Spośród ponad 1500 uczestników ok. 440 miało mniej niż 14 lat. ASM oskarża organizatorów o okrucieństwo wobec zwierząt, znieczulanie dzieci na przemoc i narażanie na niebezpieczeństwo udomowionych kotów. Organizatorzy odpierają te zarzuty, stwierdzając, że dzieci z rejonów wiejskich są wychowywane w środowisku, gdzie na zwierzęta się poluje, skóruje, gotuje i je. “To zwyczajne wiejskie życie” stwierdza Matt Bailey w rozmowie z “The Guardian”. Jeśli chodzi o kwestie okrucieństwa i zagrożenia dla udomowionych zwierząt, organizatorzy twierdzą, że dzikie koty zabijane są w bardzo humanitarny sposób. Przed śmiercią każdy z nich jest wyłapywany i identyfikowany jako dziki. Dopiero wtedy dokonuje się odstrzału za pomocą karabinu o kalibrze co najmniej 0,22 cala. Ponadto polowanie może mieć miejsce tylko na terenach z dala od budynków mieszkalnych, pułapki na koty muszą być oddalone od nich na co najmniej 10 km. Bailey podkreśla też, że odróżnienie kota udomowionego od dzikiego jest bardzo proste. – Gdy w klatce są te zdziczałe, jest to oczywiste – są jak diabeł na metaamfetaminie, spróbują zaatakować – twierdzi. Władze Meksyku adoptowały… koty. Zwierzęta mieszkają wokół Pałacu Narodowego Potrzebna większa odpowiedzialność Czy faktycznie polowanie na zdziczałe koty to jedyna droga do poradzenia sobie z inwazyjnością tego gatunku? Zdaniem obrońców praw zwierząt – nie. Działająca w Nowej Zelandii Partia Sprawiedliwości dla Zwierząt (ang. Animal Justice Party Aotearoa New Zealand, AJPANZ) podkreśla, że istnieją alternatywne metody kontroli populacji kotów domowych. – Jeżeli naprawdę przyświeca nam troska o ochronę ptaków i środowiska naturalnego, potrzeba indywidualnego wzięcia odpowiedzialności za swoje koty przez kastrowanie ich, aby zapobiec nieplanowanemu rozmnażaniu się i późniejszemu wypuszczaniu niechcianego potomstwa na wolność – twierdzi AJPANZ. Co ciekawe w tej kwestii z obrońcami praw zwierząt zgadzają się… myśliwi. W rozmowie z “The Guardian” Matt Bailey postuluje zmiany prawne, prowadzące do sterylizowania i chipowania wszystkich domowych kotów. W Nowej Zelandii zwierzęta te są bardzo popularne. Według badań z 2020 Nowozelandczycy właśnie je najczęściej wybierają na swoje zwierzęta – mruczki mieszkają w 41% wszystkich gospodarstw domowych. – Czytaj także: Brak nowych licencji na przewozy konne do Morskiego Oka. Czy będzie zakaz? Źródła: theguardian.com, zielona.interia.pl Fot. Canva (Vinicius Souza) Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.