Instalacja fotowoltaiczna z magazynem energii

Poznaj orientacyjne koszty

Polska musi postawić na rozwój sektora wiatrowego on-shore

Polska musi postawić na rozwój sektora wiatrowego on-shore

Gabinet Prawa i Sprawiedliwości prowadzi od początku swojego urzędowania politykę nieprzychylną odnawialnym źródłom energii, a w szczególności lądowym instalacjom wiatrowym, co niekorzystnie wpływa na rozwój tego sektora w naszym kraju. Aktualnie farmy wiatrowe on-shore są uważane za najtańszą zieloną energią. Dodatkowo, realizacja przygotowanych tego typu projektów może pomóc w spełnieniu lub chociaż zbliżeniu się do celów OZE zdeklarowanych w ramach porozumienia paryskiego.

Reklama

Jesienią zeszłego roku rozstrzygnięto aukcję OZE dla lądowych farm wiatrowych. Całkowita zakupiona moc to 1000 MW, ale 20-30% z tych projektów może finalnie nie powstać. Na półkach i w szufladach potencjalnych deweloperów jest do około 3000 MW projektów, których przygotowanie pochłonęło około 1,5 miliarda złotych. Jeżeli projekty te nie zostaną zrealizowane w odpowiednim momencie, to pieniądze te zostaną stracone.

Jak mówi Michał Kaczerewski, prezes firmy Ambiens, zajmującej się doradztwem w sektorze OZE, informacje o tym, że Polska nie spełni celów OZE z Paryża nie jest zaskoczeniem. – Materializuje się scenariusz wielokrotnie sygnalizowany przez branżę OZE. Zupełne zablokowanie rozwoju nowych projektów wiatrowych oraz zbyt późne uruchomienie aukcji dla istniejących z prawomocnymi pozwoleniami i decyzjami musiało do tego doprowadzić – wyjaśnia.

Rozliczenie z projektów przypaść ma na 2020 rok. Biorąc pod uwagę terminy i harmonogramy prac, jeśli inwestycji nie uda się szybko rozpocząć, to brakującego wolumenu energii nie będzie na czas. Jakkolwiek potencjał projektów wiatrowych jest ogromny – mówi się nawet 3000 MW – to brak aukcji OZE oraz nieprzychylne rozwiązania prawne skutecznie utrudniają jego realne wykorzystanie.

Ciągle jesteśmy w sytuacji, w której, według różnych szacunków, ok. 2,5 GW, a być może nawet 3 GW projektów leży na półkach i czeka na kolejne aukcje, które podobno miałyby się odbyć w tym roku, tylko nie wiadomo kiedy – mówi Kaczerowski i wskazuje, że pogłoski o aukcjach w I kwartale tego roku, gdyby się sprawdziły, byłyby dobrą wiadomością, szczególnie że inwestorzy mają ambicje, aby część z tych projektów była uruchomiona jeszcze w 2019 roku.

Problemem może jednak okazać się budowa już zakontraktowanych 1 GW z aukcji z zeszłego roku. – Część z tych projektów nie ma korporacyjnych zgód na realizację od swoich, często zagranicznych, właścicieli. Projekty te zostały zgłoszone do aukcji, aby przedłużyć pozwolenia, ale dziś nie ma pewności, czy będą one realizowane. Jednocześnie istnieje obawa, że nie wszystkie projekty uzyskają finansowanie. Warto pokornie podchodzić do wolumenu 1 GW rozstrzygniętego w aukcji 2018 i trzeba realnie zakładać, że niecały ten potencjał zostanie wybudowany. Bez względu na to, o jakim horyzoncie czasowym mówimy – tłumaczy prezes Ambiensa.

Kaczerowski wskazuje, że nawet 30% z tych projektów może nie powstać, ale nie brakuje w branży większych pesymistów. Przyczyną takiego stanu rzecz jest m.in. ustawa odległościowa, która nie tylko utrudnia lokalizację nowych projektów w Polsce, ale także powoduje, że powstające systemy są mniej efektywne.

Duża część projektów zgłoszonych do aukcji pochodzi z lat 2011-12. Ówczesna technologia z turbinami o mocy rzędu 2 MW przekładała się m.in. na niskie ceny energii, głównie z uwagi na silną presję załapania się do puli. Jednakże, już po wygranej aukcji, przychylność deweloperów do realizacji tych inwestycji spada, bo są to projekty mało opłacalne. Dodatkowo, część z nich może z wyżej wymienionych powodów napotkać na problemy z finansowaniem budowy.

Jak wskazuje Kaczerowski: – Ustawa odległościowa leży u podstaw kolejnego problemu branży energetyki wiatrowej. Tym razem jest to szeroko pojęta efektywność aukcji, co się może przełożyć się na faktycznie zrealizowany potencjał oraz efektywność kosztową. Powoduje to też, że polski sektor OZE pozostaje technologicznie za resztą świata, gdzie instaluje się już turbiny o mocy 5 MW i powyżej. U nas przeważają systemy 2 MW z pewnym odsetkiem o mocy do około 3,3 MW. Wpływa to negatywnie na efektywność naszych instalacji, szczególnie na terenach o niższej wietrzności.

Z puli pieniędzy, które przeznaczamy na aukcje, jesteśmy w stanie wybudować więcej efektywnych mocy. Stąd tak silne apele o pilne znowelizowanie ustawy odległościowej – dodaje Kaczerowski. Wiele wskazuje, że na tego rodzaju nowelizacje są szanse, nie wiadomo jednak, czy rząd zdąży z tym do kolejnej aukcji OZE, tak by powstałe systemy mogły korzystać z nowszej, wydajniejszej technologii.

Fakt, że projektom czekającym na realizację kończą się terminy warunków przyłączenia do sieci sprawia, że sprawa staje się pilna. Jeżeli warunki wygasną, to pieniądze zainwestowane w opracowanie tych projektów uznać trzeba będzie za stracone. Są to środki małych i dużych przedsiębiorstw, ale też środki spółek skarbu państwa czy zagranicznych inwestorów. Ci ostatni już pokazali, że są w takiej sytuacji w stanie dochodzić swoich racji i domagać się rekompensat na drodze sądowej.

Brakuje dokładnych szacunków o zmarnowanym potencjalne, ale mówi się, że te 2-3 GW mocy pochłonęły dotychczas ponad półtora miliardów złotych. Jeszcze nie – ale może wkrótce – będzie trzeba uznać te środki za wyrzucone w przysłowiowe błoto. – To scenariusz najbardziej pesymistyczny, aczkolwiek mało prawdopodobny, patrząc na potrzebę realizacji celu OZE, rosnący import energii czy wreszcie kryzys na rynku cen prądu – uspokaja Kaczerowski. – Ciągle wierzę w to, że ustawa odległościowa może zostać mądrze zrewidowana, wierzę w to, że zostanie uruchomiona jedna lub więcej aukcji, dających możliwość budowy potencjału, jaki leży w segregatorach. Mam też wielką nadzieję, że tego typu problemów w przyszłości już nie będzie. Ostatni czas w energetyce to czas szczególny i cenna lekcja dla nas wszystkich.

Inni eksperci także są zdania, że konieczne jest ‘odblokowanie’ lądowych inwestycji wiatrowych. Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), mówił w wywiadzie dla WNP.PL: – Dla nas, jako branży energetyki wiatrowej, niezrozumiałe jest niedocenienie potencjału energetyki wiatrowej na lądzie w projekcie Polityki energetycznej Polski do roku 2040. Dla pocieszenia, jest to jeszcze dokument na etapie projektu. Wierzymy, że energetyka wiatrowa na lądzie będzie ważnym elementem miksu energetycznego naszego kraju.

Podobnego zdania, co eksperci, jest także rząd. Nie mówi się otwarcie o zniesieniu ustawy odległościowej, ale przedstawiciele resortu energii wskazują, że los lądowej energetyki wiatrowej jest bezpieczny. – Po 2030 r. w polskim systemie energetycznym będzie przestrzeń dla wiatraków na lądzie, o ich udziale będzie decydował rynek, czyli cena energii – mówił wiceminister energii, Grzegorz Tobiszowski.

Jak podkreśla Tobiszowski, w naszym kraju planuje się synergiczny rozwój branży OZE. – Po 2030 roku zacznie działać rynek. Wprowadzanie energii po właściwiej cenie będzie tym, co zapewni udział w tym rynku. Taki system funkcjonuje w innych krajach – mówi wiceminister.

ME zaprezentowało niedawno projekt Polityki Energetycznej Państwa (PEP) do roku 2040. Oprócz zaplanowanej w PEP tegorocznej aukcji nie przewiduje się kolejnych aukcji dla systemów wiatrowych on-shore. Ministerstwo stawia na rozwiązanie rynkowe i konkurencję w tym sektorze. Na ile jest to realne, szczególnie przy obecnej ustawie odległościowej, pokażą najbliższe lata.

źródło: energetyka.wnp.pl

Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.