Publicystyka Energia kontra demokracja. Kto naprawdę decyduje o przyszłości energetyki w Polsce? 07 września 2025 Publicystyka Energia kontra demokracja. Kto naprawdę decyduje o przyszłości energetyki w Polsce? 07 września 2025 Przeczytaj także Publicystyka Głos z algorytmu. AI pisze nowy rozdział w historii muzyki Coraz częściej trafiamy na piosenki, w których nikt nie stoi przy mikrofonie, choć brzmią, jakby śpiewał człowiek. Czy to jeszcze muzyka czy już technologia, i czy w świecie, w którym każdy może mieć głos z algorytmu, nie wracamy paradoksalnie do czasów, gdy najważniejsze były słowa, a nie to, kto je potrafił zaśpiewać? Publicystyka Polityka obiecuje -33% na rachunkach za energię. Technologia pokazuje, że może być 0 zł W polskiej energetyce zderzają się dziś dwa światy: szybkie polityczne obietnice i technologie, które już teraz pozwalają realnie zejść z rachunkami niemal do zera. Politycy proponują szybkie rozwiązania, które mają przynieść ulgę już teraz, bez konieczności zmiany systemu. Tymczasem rynek sektora OZE pokazuje, że realną i trwałą obniżkę kosztów można osiągnąć dzięki technologii, a nie dzięki decyzjom politycznym. Widać więc wyraźnie różnicę podejść: politycy próbują podreperować dotychczasowy model, a firmy energetyczne realnie zmieniają sposób, w jaki korzystamy z energii. Transformacja energetyczna w Polsce miała być oparta na wiedzy naukowej, analizach ekspertów i strategiach liczonych w dekadach. Tymczasem w praktyce coraz częściej decyduje kalendarz wyborczy i logika politycznych targów. To nie tylko hamuje rozwój odnawialnych źródeł energii, ale też prowokuje pytania o kondycję polskiej demokracji. Skoro o przyszłości bezpieczeństwa energetycznego decyduje się w zaciszu gabinetów, to co naprawdę zostaje obywatelom – rola widzów czy współgospodarzy zmian? Reklama Spis treści ToggleDecyzje zapadają za zamkniętymi drzwiamiPolska dryfuje zamiast planowaćEksperci na marginesieObywatele w roli statystówPolityka kontra nauka – ryzykowny konfliktKto naprawdę decyduje? Decyzje zapadają za zamkniętymi drzwiami Historia ustawy wiatrakowej najlepiej pokazuje, jak arbitralne decyzje polityczne mogą zamrozić cały sektor. W maju 2016 r. wprowadzono zasadę „10H”, nakazującą lokalizację turbiny w odległości co najmniej dziesięciokrotności jej wysokości od zabudowy. W praktyce zablokowało to rozwój farm wiatrowych na lądzie. Eksperci PAN i analizy finansowane przez NCBR ostrzegały, że Polska cofnie się w rozwoju, a branża straci miliardy złotych. Dopiero w marcu 2023 r. Sejm przyjął nowelizację, która dopuściła lokalizację turbin w odległości 700 metrów, ale pod warunkiem wpisania tego w miejscowe plany zagospodarowania. I znów, nie była to reakcja na „nowe dane naukowe”, lecz efekt presji związanej z KPO i naciskami branży. W 2025 r. podjęto próbę kolejnej liberalizacji przepisów – do 500 metrów – oraz wprowadzenia mechanizmów finansowych dla lokalnych społeczności. Jednak 21 sierpnia 2025 r. Prezydent Karol Nawrocki zawetował ustawę, argumentując, że łączy ona liberalizację zasad dla farm wiatrowych z regulacjami dotyczącymi cen energii. Decyzja wywołała gorącą dyskusję. Według badań IBRiS z sierpnia 2025 r. większość społeczeństwa opowiadała się za podpisaniem ustawy. Pokazuje to jasno, że kluczowe rozstrzygnięcia zapadają w logice politycznego sporu, a nie w oparciu o wiedzę i wolę obywateli. Innym symptomem tego zjawiska jest dzisiejsza dyskusja o warunkach technicznych budynków (WT). Nowelizacja z 2025 roku ogranicza możliwość instalacji fotowoltaiki i magazynów energii w nowych inwestycjach. Samorządy i branża OZE ostrzegają, że to krok wstecz, ale Ministerstwo Rozwoju i Technologii nie rezygnuje ze swojej linii, zasłaniając się biurokratyczną logiką, nie analizami energetycznymi. Weto Nawrockiego wobec ustawy wiatrakowej. Co z zamrożeniem cen energii do 2025 roku? Polska dryfuje zamiast planować Dania od lat planuje energetykę w horyzoncie dekad, przykładem jest strategia całkowitego odejścia od paliw kopalnych do 2050 r. Podobnie Niemcy wyznaczają cele sięgające połowy wieku, wpisane w ich politykę klimatyczną i ustawodawstwo. Polska także przygotowywała strategie w perspektywie 2040-2050, lecz w praktyce traktuje je często jak obowiązkowe prace domowe pisane na żądanie Brukseli. Polityka Energetyczna Polski 2040 czy kolejne wersje KPEiK mają charakter deklaratywny, a nie sterowniczy, a każda zmiana rządu oznacza zwrot o 180 stopni, jakby energetyka była dziedziną, w której można pozwolić sobie na takie eksperymenty. Efekt? Brak kontynuacji i przewidywalności sprawia, że decyzje inwestycyjne są odkładane, a wiele projektów utknęło w szufladach. Polska postrzegana jest coraz ostrożniej przez inwestorów i z rosnącą nieufnością przez partnerów zagranicznych. To osłabia wiarygodność i realnie podnosi koszty transformacji. Eksperci na marginesie Kiedy w 2024 r. aktualizowano KPEiK 2030, organizacje branżowe apelowały o pełne wykorzystanie analiz IEA czy KE oraz o rzetelne konsultacje. Dokument jednak powstał w pośpiechu, a jego kształt odzwierciedlał kompromisy polityczne, nie realistyczną ścieżkę transformacji. Jeszcze dobitniej widać to na przykładzie biometanu. Prezydent zawetował ustawę, w której znajdowały się przepisy o systemie aukcyjnym dla biogazu. Polska Organizacja Biometanu ostrzegła, że kraj marnuje potencjał 9 mld m³ rocznej produkcji, podczas gdy UE wyznaczyła jasny cel 35 mld m³ do 2030 r. Decyzja nie miała podstaw merytorycznych, była czysto polityczna. Obywatele w roli statystów Społeczeństwo pokazało, że chce zmian, najnowszy sondaż z sierpnia 2025 mówi jasno: 58% Polaków popiera rozwój odnawialnych źródeł energii, a w przypadku farm wiatrowych aż 64%. Co więcej, poparcie to przekracza polityczne podziały: 93% wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej, 49% – PiS i 48% – Konfederacji. Ponad 59% ankietowanych uważa, że za 20 lat energetyka powinna opierać się głównie na OZE, wobec zaledwie 21%, którzy stawiają na paliwa kopalne. To nie chwilowa moda, lecz wyraźny społeczny mandat na długofalową zmianę. A jednak w kluczowych decyzjach, od stref czystego transportu po przepisy regulujące fotowoltaikę, głos obywateli wciąż bywa marginalizowany. Demokracja energetyczna pozostaje w Polsce raczej hasłem na konferencjach niż realną praktyką. Polityka kontra nauka – ryzykowny konflikt Energetyka wymaga inwestycji liczonych w dekadach i miliardach złotych. Gdy kurs zmienia się wraz z politycznym wiatrem, inwestorzy tracą zaufanie, a obywatele poczucie bezpieczeństwa. W rezultacie Polska ryzykuje spóźnioną transformację, wyższe koszty energii i osłabienie konkurencyjności gospodarki. Kto naprawdę decyduje? Spór o OZE w Polsce to nie tylko techniczne przepisy czy unijne dyrektywy. To pytanie o kształt państwa: czy przyszłość energetyki mają wyznaczać polityczne układy, czy wspólna wola ekspertów i obywateli. Polska stoi dziś przed wyborem: dryfować w stronę chaotycznych decyzji podejmowanych za zamkniętymi drzwiami, czy odważyć się na prawdziwą demokrację energetyczną, w której eksperci i obywatele współdecydują o przyszłości. Bo stawką nie są tylko turbiny czy panele – stawką jest klimat, bezpieczeństwo i kształt polskiej demokracji w XXI wieku. Zobacz też: OZE w Polsce zyskuje mandat społeczny. Co napędza poparcie dla czystej energii? Źródło: własne Fot.: Canva Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.