Wiadomości OZE Mali producenci OZE – czy to już kryzys? 15 maja 2017 Wiadomości OZE Mali producenci OZE – czy to już kryzys? 15 maja 2017 Przeczytaj także Wiadomości OZE Puszcza Białowieska – czyli jak polski rząd, chroniąc granicę, zabija bioróżnorodność W 2022 roku na granicy polsko-białoruskiej został postawiony płot, którego zadaniem miała być ochrona przed nielegalną migracją. 186-km zasieków ze stalowych przęseł zwieńczonych drutem, w samym środku pierwotnych lasów. Jak ingerencja człowieka wpłynęła na tamtejszą faunę i florę? Wiadomości OZE Czy ceny energii elektrycznej w Polsce wzrosną w 2025? Zapytaliśmy eksperta Zamrożenie cen energii elektrycznej w 2025 roku stoi pod znakiem zapytania. Jakie czynniki mogą mieć wpływ na wzrost rachunków za prąd oraz ponoszone przez użytkowników koszty? O te kwestie zapytaliśmy eksperta – Damiana Różyckiego, Prezesa Columbus Obrót. W trudnym położeniu znaleźli się obecnie najmniejsi producenci energii ze źródeł odnawialnych. Na ich kiepskie położenie wpływ ma głównie spadająca cena „zielonych certyfikatów”. System ten miał, w swoim założeniu, dotować te instalacje, ale okazał się on niewydolny. Mający zastąpić go system aukcyjny dopiero wchodzi w życie i nie jest w stanie zacząć działać na tyle szybko, aby skutecznie uratować najmniejszych operatorów instalacji OZE przed bankructwem. Reklama Jak mówił w wywiadzie dla radiowej Jedynki Tomasz Podgajnik, wiceprezes Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej: Wielu małym firmom z sektora OZE grozi upadek. (…) Inwestorzy prywatni są lub już za chwilę będą w stanie bankructwa. W najtrudniejszej sytuacji znajdują się farmy wiatrowe i mała hydroenergetyka. W nie lepszej sytuacji znaleźli się operatorzy farm wiatrowych. Z powodów skutków podatkowych, jakie pociągnęła za sobą tzw. ustawa odległościowa, małe elektrownie wiatrowe, znajdują się coraz gorszej sytuacji finansowej. – Postulujemy, żeby rządzący podjęli szybkie działania, bo tak źle, jak dzisiaj, nie było jeszcze nigdy – mówił Kamil Szydłowski ze Stowarzyszenia Małej Energetyki Wiatrowej. Organizacja ta zrzesza m.in. około 900 małych podmiotów sektora wiatrowego. Dużej części z nich grozi bankructwo, jeśli sytuacja na rynku się nie zmieni. Istnieje wiele pomysłów na uratowanie tego sektora, niektóre z nich powtarzane są już od dawna i są zasadniczo proste do realizacji. Tak naprawdę, to co proponowaliśmy ograniczało się do apelu o nie podejmowanie żadnych działań przez ministra energii. Wystarczyłoby utrzymać obowiązek umarzania zielonych certyfikatów na ustawowym poziomie 20% i cena certyfikatów w dłuższej perspektywie znacząco by wzrosła. Drugi pomysł, jaki wypracowaliśmy (…) to organizacja tzw. aukcji migracyjnych, czyli płynnego przejścia istniejących instalacji do systemu aukcyjnego – mówił na łamach Polskiej Rady Koordynacyjnej OZE Szydłowski. Problemy branży wynikają w dużej mierze z niedostatecznego poziomu dofinansowania ze strony państwa. Niestety, jak zauważa wiceminister energii, Andrzej Piotrowski, zainteresowanie dotacjami jest zbyt duże, aby starczyło dla wszystkich zainteresowanych. – Liczba dotacji jest skończona, ponieważ to są narzuty na cenę prądu, którą płacą wszyscy obywatele. To ustalone zostało ileś lat temu, przy negocjacjach obecnej perspektywy OZE do roku 2020, a więc nie była to nawet nasza ekipa, ani nawet nasi poprzednicy – komentował Piotrowski. Nie codziennie zdarza się, aby firmy mówiły tak otwarcie o swoich problemach. Hanna Grochowiecka reprezentuję spółkę Wiatrak, założoną przez ośmiu rolników. Spółka posiada trzy wiatraki o mocy całkowitej 4,8 MW. Jak mówiła, za zielone certyfikaty otrzymuje około 24 zł/MWh, a ze sprzedaży prądu kolejne 170 zł/MWh, z czego 8% pochłaniają koszta bilansowania. W momencie gdy firma startowała certyfikaty kosztowały 270 zł/MWh, a prąd elektryczny sprzedawany był za 200 zł/MWh. W związku z tym, że przychody mamy tak małe, że to nie wystarcza na funkcjonowanie, ani na zapłacenie serwisu, ani na kredyt. Wielokrotnie pukaliśmy do Sejmu, do posłów, żeby próbowali zrozumieć naszą sytuację, bo wylano na tę branżę ogromny kubeł pomyj, że jesteśmy ludźmi, którzy produkują bardzo zły prąd, że energetyka wiatrowa to są ludzie, którzy nie dbają o środowisko, wręcz nie potrafią żyć ze społeczeństwem, a to tak wcale nie jest – mówiła Grochowiecka. Teraz, do spadających cen zielonych certyfikatów doszło kolejne zmartwienie – zwiększony podatek od nieruchomości, spowodowany ustawą odległościową. Jak mówi Ernest Schmidt, prezes Elsett Zielone Technologie, podatek od wiatraków to obecnie ok. 50 zł/MWh. Jak tłumaczy Tomasz Podgajnik, zielone certyfikaty – świadectwa pochodzenia energii ze źródeł odnawialnych – stały się przedmiotem handlu. Wraz z zwiększaniem się podaży, robiły się coraz tańsze, bo popyt nie wzrastał – Te zielone certyfikaty początkowo miały wartość 240 zł, w maksymalnym momencie to było ok. 300 zł. Dzisiaj cena certyfikatu to 25 zł. Wiceminister Piotrowski komentował tą sytuację mówiąc, że to rynek zielonych certyfikatów stał się winny spadku ich ceny – Nie bardzo możemy powiedzieć: obywatele, kupujcie więcej energii odnawialnej, wydawajcie na to więcej pieniędzy, bo ktoś postanowił na tym zarobić, bo sądził, że to jest dobry interes – komentował Piotrowski. Czy receptą na poprawę stanu sektora jest zwiększenie skupu certyfikatów? Przedstawiciele branży są zdania, że tak – Wystarczyłoby podnieść obowiązek umorzenia certyfikatów do poziomu przewidzianego w ustawie, a zredukowanego przez ministra energii, 20 proc. Dzisiaj jest to 16 proc. Wtedy nadwyżka zielonych certyfikatów zostałaby w szybkim czasie zredukowana i rynek wróciłby do równowagi cenowej – komentuje Podgajnik. Zdaniem wiceministra energii zwiększenie popytu na zielone certyfikaty nie uzdrowi sektora. Rozwiązaniem ma być wprowadzany system aukcyjny, dający gwarancję ceny skupu energii na nawet 15 lat. – Intencją ministerstwa i z tego co wiemy, również prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, żeby jeszcze w pierwszej połowie roku zrobić uzupełniającą aukcję, na takich samych zasadach jak w zeszłym roku. Tylko miejmy nadzieję, już bez problemów technicznych – dodał Piotrowski. Postulujemy, żeby rządzący, posłowie podjęli szybkie działania dlatego, że tak źle jak dzisiaj nie było jeszcze nigdy. Problem narasta od lat 2010-2011 i trwa.(…) Jeśli nie zrobimy czegoś teraz, w tym miesiącu, w następnym czy do połowy roku, to będzie już za późno. Mówimy o tym od kilku lat i każdy nasze postulaty słyszał, ale obecna sytuacja różni się tym, że teraz naprawdę jesteśmy w momencie kryzysowym – podsumował Kamil Szydłowski. Problem jest o tyle poważny, że polskimi firmami OZE interesują się zagraniczni i krajowi duzi inwestorzy. Póki co nie ma bankructw małych operatorów instalacji OZE, bo właściciele dotują je z innych rodzajów swojej działalności, ale gdy się zaczną, to polskie spółki mogą zacząć być wykupywane przez zagraniczny kapitał. Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.