Instalacja fotowoltaiczna z magazynem energii

Poznaj orientacyjne koszty

Olbrzymie emisje gazów cieplarnianych mimo deklaracji. Firmy z sektora big tech przyłapane na manipulacjach

Olbrzymie emisje gazów cieplarnianych mimo deklaracji. Firmy z sektora big tech przyłapane na manipulacjach

Olbrzymie emisje gazów cieplarnianych mimo deklaracji. Firmy z sektora big tech przyłapane na manipulacjach

Piątka gigantów z sektora technologicznego – Google, Amazon, Meta, Apple, Microsoft – wyznacza światowe trendy ekologicznego biznesu i zrównoważonego rozwoju. Jednak czy na pewno? Jak się okazuje firmy big tech pozwalały sobie w ostatnich latach na kreatywną księgowość przy obliczaniu swojego śladu węglowego. Jak donosi The Guardian, mógł on być nawet 7,62 razy większy niż deklarowane przez spółki emisje.

Reklama

“Kreatywna księgowość” w służbie gigantów technologicznych

Dziennikarze Guardiana dotarli do informacji, według których emisje gazów cieplarnianych przez największe firmy z sektora big tech są znacznie większe, niż spółki te deklarują. Czy Google, Amazon lub Apple kłamią w swoich raportach o śladzie węglowym? Nic z tych rzeczy. W grę wchodzi odpowiednie obliczanie śladu węglowego oparte o zakup certyfikatów energii odnawialnej.

Firma kupuje taki certyfikat, znany jako Recs. Ma on świadczyć o tym, że spółka nabywa część swojej energii od dostawców produkujących ją za pomocą OZE. Problem polega na tym, że nabywany przez korporację “czysty” prąd wcale nie musi być używany przez konkretny budynek (biuro, magazyn, centrum danych).

Financial Times tłumaczy to na przykładzie dwóch stanów – Wirginii i Nevady. Załóżmy że któraś z korporacji technologicznych posiada centrum przetwarzania danych w Wirginii. Jest to stan z energetyką mocno opartą na węglu i gazie, więc energia pobierana przez obiekt ma znacząco wyższy wskaźnik emisyjności. W Nevadzie jednak znajduje się dużo farm fotowoltaicznych. Firma kupuje więc certyfikat pobierania zielonej energii z Nevady i jej rynkowy ślad węglowy się zmniejsza. Elektrownie słoneczne na drugim końcu USA nie zasilają jednak energochłonnego centrum przetwarzania danych – to miejsce nadal zużywa prąd wyprodukowany z węgla i gazu. Ślad węglowy tej konkretnej lokacji pozostaje więc taki sam.

Rozwój AI tworzy energochłonne molochy

Nie bez przyczyny w powyższym przykładzie pojawia się właśnie centrum przetwarzania danych. Wraz z rozwojem sztucznej inteligencji zapotrzebowanie na tego typu obiekty znacząco wzrosło. W olbrzymich halach tysiące komputerów wykonuje obliczenia niemalże 24/7. Takie miejsca zużywają bardzo dużo prądu, szczególnie jeśli obsługują protokoły AI.

Jak wynika z analizy Goldman Sachs, pojedyncze zapytanie wpisane w ChatGPT generuje 10 razy większe zużycie energii niż wyszukanie czegoś w Google. Do końca tej dekady zapotrzebowanie energetyczne centrów przetwarzania danych ma wzrosnąć o aż 160%. Jak podaje Międzynarodowa Agencja Energii, sektor sztucznej inteligencji w 2022 roku odpowiadała za 2% światowego zużycia energii, a za dwa lata wartość ta ma wzrosnąć dwukrotnie.

Wraz ze wzrostem zainteresowania AI w ostatnich latach wiele największych firm technologicznych rozpoczęło pracę nad swoimi modelami tego typu. Mowa tu o Google, Mecie, Apple i Microsofcie. Amazon jako jedyny z wielkiej piątki nie rozpoczął ekstensywnych inwestycji w sztuczną inteligencję, jednak posiada inne wysoce energochłonne obiekty w postaci magazynów.

Emisja emisji nierówna. Wielkie koncerny z tego korzystają

Zaniżone dane w raportach gigantów technologicznych opierają się więc w głównej mierze na braniu pod uwagę rynkowego śladu węglowego, który jest niższy ze względów za zakup certyfikatów oraz ignorowaniu śladu opartego na konkretnych lokacjach. Dlaczego takie działanie jest możliwe? Przede wszystkim pozwalają na to standardy GHG Protocol, organizacji skupionej wokół pilnowania pewnych norm w dziedzinie raportowania emisji gazów cieplarnianych.

Jak donoszą Financial Times i The Guardian nad GHG Protocol toczy się pewnego rodzaju wojna lobbingowa, w której giganci z branży technologicznej podzielili się na dwa obozy. Amazon i Meta mają optować za zasadami podobnymi do tych, które aktualnie obowiązują, a więc przedkładania emisji rynkowych nad lokalnymi. Z kolei Google i Microsoft chcą wpłynąć na zaostrzenie norm i zwrócenie większej uwagi na emisje centrów przetwarzania danych w konkretnej lokacji i ramach czasowych.

–  W GHG Protocol istnieją dwie metody obliczania śladu węglowego związanego z zużyciem energii elektrycznej. Zawsze prowadząc analizy dla naszych klientów pokazujemy emisje z energii elektrycznej w obu ujęciach – mówi nam Marta A. Seweryn z Carbon Footprint Foundation. – Metoda „market-based” opiera się na emisjach wynikających z energii elektrycznej, którą firma rzeczywiście kupuje, uwzględniając konkretne kontrakty, certyfikaty (np. gwarancje pochodzenia energii odnawialnej) i wybory dostawców energii. Odzwierciedla ślad węglowy na podstawie rynkowych decyzji konsumenckich. Metoda “location-based” uwzględnia emisję na podstawie średnich współczynników emisji dla regionu, w którym znajduje się firma, niezależnie od tego, od kogo kupowana jest energia. Oparta jest na miksie energetycznym w danej lokalizacji. Obie metody pomagają firmom zrozumieć ich wpływ na emisje w zależności od tego, jak i skąd pozyskują energię.

Różnice między emisjami lokalnymi i emisjami rynkowymi to jednak nie wszystko. Istotną rolę odgrywa również korzystanie z firm zewnętrznych. Korporacje nierzadko wynajmują centra danych od podmiotów trzecich. Podczas gdy emisje z ich własnych obiektów zaliczają się według norm do tzw. zakresu drugiego, ślad węglowy firm zewnętrznych, z których usług korzystają, to już zakres trzeci. Ten z kolei w raportach o śladzie węglowym ma niejasny status i z racji, że jego raportowanie zależy od dwóch lub więcej podmiotów, często nie jest wyliczany konsekwentnie.

Czy wyścig o jak najniższe emisje ma jeszcze sens?

The Guardian porównał deklarowane przez największa spółki technologiczne emisje oparte na rynkowym śladzie węglowym z tymi, które były przez nie zgłaszane w odniesieniu do konkretnych lokacji. Jak się okazuje największym emiterem gazów cieplarnianych jest Amazon. W latach 2020-2022 faktyczna emisja koncernu Jeffa Bezosa była 275% większa niż ta oficjalnie ogłoszona.

Meta, a więc właściciel m.in. Facebooka czy Instagrama, w 2022 roku w ramach zakresu drugiego wyemitowała 273 tony ekwiwalentu CO2 według wyliczeń rynkowych. Bazowanie emisji na konkretnych lokacjach daje już jednak wynik 3,8 mln ton ekwiwalentu CO2, co jest wartością ponad 19 tys. razy większą. Microsoft w tym samym okresie deklarował nieco ponad 280,7 tys. ton ekwiwalentu CO2, tymczasem po uwzględnieniu emisji lokalnych okazuje się, że było to 6,1 mln ton.

Wszystkie podane w powyższym akapicie wartości odnoszą się do emisji zakresu drugiego, które stanowią odpowiednie 97,4% oraz 95,5% lokalnych emisji w przypadku Mety i Microsoftu. Dane te nie biorą więc pod uwagę ewentualnego śladu węglowego firm trzecich, które wchodzą w trzeci zakres zgodnie ze wskazaniami GHG Protocol.

– Mamy tutaj do czynienia z kreatywną ewidencją , swego rodzaju próbą rozcieńczania emisji. To bardzo zły trend – kolejne firmy decydują się na działania greenwashingowe, biorąc udział w wyścigu, który zaciera właściwy sens i ideę reparowania emisji – tłumaczy Marta A. Seweryn.

– Czytaj także: Sztuczna inteligencja Elona Muska zatruwa powietrze? Poważne zarzuty w stronę miliardera

Źródła: theguardian.com, ft.com, Carbon Footprint Foundation

Fot. Canva (aristotoo, baranozdemir)

Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.