Początkowo mogło się wydawać, że francuski prezydent Emmanuel Macron przymilał się gospodarzowi spotkania w Waszyngtonie – prezydentowi Donaldowi Trumpowi. Jednakże w kwestii zmian klimatycznych obaj przywódcy krajów znacząco się od siebie różnią.
„Niektórzy ludzie myślą, że bieżące bezpieczeństwo przemysłu i miejsc pracy jest ważniejsze niż transformacja gospodarki, tak by podążała za zmianami na świecie”, mówił Macron w Kongresie USA. „W dalszej perspektywie wszyscy musimy mierzyć się z tymi samymi wyzwaniami. Jesteśmy obywatelami tej samej planety”.
W swoim przemówieniu Macron przyznał rację, że początkowo koszt porzucenia paliw kopalnych jest wysoki, ale z czasem przekłada się na oszczędności i czyste środowisko.
„Jaki jest sens naszego życia, jeśli żyjemy i pracujemy, niszcząc planetę i poświęcając przyszłość naszych dzieci?”, pytał retorycznie francuski prezydent. Jak mówił, Stany Zjednoczone muszą zrozumieć, że nie ma żadnej „planety b” i wszyscy muszą pracować wspólnie, by rozwiązać problemy, które mamy.
Pomimo obecnej atmosfery w Waszyngtonie Macron wierzy, że uda się pokonać różnicę zdań pomiędzy historycznymi sojusznikami – USA i Francją. „Jestem przekonany, że Stany powrócą do Porozumienia Paryskiego”, mówił.
Demokraci w Kongresie przyklasnęli wypowiedziom Macrona, a Republikanie – jak łatwo się domyślić – byli mniej entuzjastyczni. Donald Trump nazywa zmiany klimatyczne spiskiem wymyślonym przez Chińczyków, w związku z czym wycofał USA z Porozumienia Paryskiego i zwiększył cła na chińskie systemy fotowoltaiczne importowane do USA.
Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.