Wiadomości OZE Jak Polska i Dania rozwiążą spór o kawałek morza pod którym ma iść bałtycka rura? 12 grudnia 2017 Wiadomości OZE Jak Polska i Dania rozwiążą spór o kawałek morza pod którym ma iść bałtycka rura? 12 grudnia 2017 Przeczytaj także Polska Przedłużone moratorium polskich lasów. Leśnicy protestują Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedłużyło moratorium, mające chronić najcenniejsze polskie lasy. Przeciwko decyzji protestują Lasy Państwowe, których przedstawiciele obawiają się… Wiadomości OZE Ludzki mocz – czy może być stosowany jako nawóz dla wzrostu upraw? Jak się okazuje, ludzki mocz może mieć nietypowe zastosowanie. Jego skład to bomba odżywcza dla roślin, wspomagająca wzrost upraw. Co więcej, pozyskiwanie moczu jest darmowe i ekologiczne, w przeciwieństwie do nawozów syntetycznych. Oba kraje do tej pory nie porozumiały się w sprawie rozgraniczenia wyłącznych stref ekonomicznych dla 3,6 tys. km kw. Bałtyku. Jeśli strony wykażą dobrą wolę, to sprawę można szybko załatwić, nawet bez formalnej delimitacji granicy – mówi nam prof. Janusz Symonides, wybitny ekspert prawa międzynarodowego. Istnienie na Bałtyku obszaru o nieuregulowanej przynależności do stref ekonomicznych Polski i Danii jest faktem. Po nagłośnieniu sprawy, z sugestią, że fakt ów może zaszkodzić projektowi Baltic Pipe ze strony polskiego rządu zabrakło prostego wyjaśnienia o co chodzi. Sporny obszar rozciąga się między polskim wybrzeżem, a duńską wyspą Bornholm. Od dekad sprawa ta leżała odłogiem. -Nie sposób zaprzeczyć, że spór polsko-duński istnieje. Ale bez dramatyzowania. On istnieje kilkadziesiąt lat i nie prowadzi do jakichś konfliktów – mówi nam prof. Janusz Symonides, prawnik i dyplomata, wybitny znawca prawa morza. I dodaje, że takie obszary o nieuregulowanej przynależności do morskich wyłącznych stref ekonomicznych nie są na świecie niczym nadzwyczajnym. Reklama Plotki o tym, że sprawa braku delimitacji (czyli oficjalnego wytyczenia) wyłącznych stref ekonomicznych między Polską a Danią może mieć wpływ na Baltic Pipe kursowały wcześniej, ale po raz pierwszy oficjalnie zasugerowała to firma HEG (niezależny sprzedawca gazu) w oświadczeniu opublikowanym kilka tygodni temu. Profesor Symonides zwraca uwagę, że w komunikacie HEG pojawiły się nieścisłości. – Przede wszystkim sporny obszar ma powierzchnię 3,6 tys. kilometrów kwadratowych, a nie kilkudziesięciu tysięcy. Po drugie chodzi o wyłączne strefy ekonomiczne, które w prawie międzynarodowym nie są terytorium państwowym. – Strefa, jak sama nazwa wskazuje, jest zorientowana na wykorzystanie ekonomiczne. Ale funkcjonują w niej tzw. wolności morza otwartego: wolność żeglugi (również żeglugi wojskowej), wolność układania kabli i rurociągów, oraz wolność przelotu – tłumaczy profesor. Ale, jak od razu zaznacza, mimo istnienia tych wolności w wyłącznych strefach ekonomicznych, państwa mają prawo być konsultowane i w jakimś sensie współokreślać trasę, czyli przebieg np. rurociągu. – Dnem wyłącznej strefy ekonomicznej jest szelf kontynentalny. I jakiekolwiek prace na dnie, w rodzaju pogłębiania, muszą uzyskać zgodę danego państwa – wyjaśnia. -Nie można więc powiedzieć, że jak jest wolność układania, to przychodzę i układam jak chcę, bez żadnego porozumienia – podkreśla prof. Symonides. I przypomina, że gdy projektowano trasę Nord Stream I, to Polska zgłosiła zastrzeżenia. A Dania, żeby uniknąć problemów przesunęła wtedy przebieg gazociągu na północ, poza sporną strefę. Nasz rozmówca podkreśla, że już w momencie przyjęcia koncepcji wyłącznych stref ekonomicznych, powstał problem ich rozgraniczenia. Bo co zrobić w sytuacji, w której nie da się wyznaczyć strefy w przepisowej odległości 200 mil morskich (370 km) od granicy wód terytorialnych, gdyż morze jest za małe? I ostatecznie w podpisanej w 1982 r. konwencji o prawie morza jest zapisane, że wówczas rozgraniczenie powinno nastąpić w wyniku porozumienia między państwami, na podstawie prawa międzynarodowego i statutu Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, w celu osiągnięcia „sprawiedliwego rozwiązania”. Zasadniczy problem, jak wskazuje prof. Symonides, jest taki, że Konwencja nie mówi, jakie są elementy „sprawiedliwego rozwiązania”. Polska ma podpisane umowy ze wszystkimi krajami bałtyckimi, z którymi graniczymy strefą ekonomiczną. Z Niemcami status jest niedookreślony, bo umowę zawarliśmy jeszcze z NRD pod sam koniec istnienia tego państwa, a RFN nie uznała automatycznie wszystkich umów zawartych przez to państwo. Oba państwa jednak nie podnoszą tej kwestii. Ale z Danią umowy nie udało się zawrzeć w ogóle. – „Sprawiedliwe rozwiązanie” to mogą to być kwestie geograficzne, ale niektórzy uważają że i ekonomiczne znaczenie strefy dla jednego państwa i dla drugiego. Jest tutaj spore zamieszanie, ale jest napisane, że jeżeli państwa nie mogą osiągnąć porozumienia, to mogą odwołać się do systemu rozwiązywania sporów przewidzianego w Konwencji. Ale jest też zapisane, że nawet jak nie odwołają się do tego systemu, to mogą zawrzeć pewne porozumienie, regulujące wykorzystanie zasobów strefy bez regulowania jej statusu, bez rozgraniczania – mówi. Tyle zatem wyczytamy w konwencji prawa morza z 1982 r. A jak to się ma do całej sytuacji wokół Baltic Pipe? -Najważniejsze to kwestia stanowiska państw. Nawet jeśli istnieje spór, a państwa godzą się – bo to wspólny projekt – to w ogóle na czym polega problem? Dalsza część artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.