Prawa zwierząt Bekon z wodnej krowy, czyli jak Amerykanie prawie zaczęli hodować hipopotamy na mięso 21 lipca 2024 Prawa zwierząt Bekon z wodnej krowy, czyli jak Amerykanie prawie zaczęli hodować hipopotamy na mięso 21 lipca 2024 Przeczytaj także Prawa zwierząt Tuńczyk błękitnopłetwy – uratowany przed wyginięciem, stanie się ofiarą zmian klimatu? Tuńczyk błękitnopłetwy to ryba, która cudem została uratowana przed całkowitym wyginięciem. Teraz zmaga się ze skutkami zmian klimatu, które zmuszają ją do zmiany tras migracyjnych. Czy najdroższa ryba świata będzie jedną z wielu ofiar rosnącej temperatury? Prawa zwierząt Zwierzę to nie prezent na święta. Jak Polacy porzucają zwierzęta Chociaż najwięcej zwierząt jest porzucanych w okresie wakacji, to jednak co roku powraca temat zwierząt podarowanych na prezent pod choinkę. Mimo kampanii uświadamiających i apelujących, że nie jest to dobry pomysł, to jednak nadal nie brakuje chętnych na zakup zwierzaka na prezent świąteczny. Tylko że bardzo często taki “prezent” okazuje się towarzyszem jedynie na chwilę… Jest pierwsza dekada XX wieku. Amerykański przemysł żywieniowy stoi przed wielkim wyzwaniem – rozrost i monopol branży rzeźniczej doprowadził do braku mięsa na rynku. Media określiły zjawisko jako “The Meat Question” (z ang. “mięsne pytanie”, “mięsna zagadka”). Żywność drożała, ludzie głodowali, a władze nie mogły sobie poradzić z problemem. Wtedy trzech mężczyzn przybyło do Waszyngtonu proponując nietypowe rozwiązanie – sprowadźmy z Afryki hipopotamy i zacznijmy je hodować. Reklama Spis treści ToggleKuzyn Bob kontra wodne hiacyntyFrederick Burnham, człowiek amerykańskiej rubieżyCzarna Pantera z Veld, czyli człowiek, który miał zabić Fredericka BurnhamaHipopotamy miały stłamsić inwazyjny gatunek i być źródłem pożywieniaRancza hipopotamów w USA – szalony pomysł trzech wyjątkowych postaciCzy to miało prawo się udać? Kuzyn Bob kontra wodne hiacynty Gdyby Robert Broussar działał w polskiej polityce, zapewne przylgnęłoby do niego określenie “swój chłop”. Ten amerykański kongresman z New Iberia w Luizjanie przez większość życia mieszkał w dystrykcie, z którego wybrano go do kongresu i próbował działać w Waszyngtonie na rzecz lokalnej społeczności. Miejska legenda głosiła, że był spokrewniony z jedną czwartą mieszkańców okolicy, czym zyskał sobie przydomek Kuzyn Bob. Jednym z lokalnych problemów, który Broussar chciał rozwiązać, była kwestia wodnych hiacyntów. Te kwiaty zdobyły popularność na południu Stanów, gdy japońska delegacja przedstawiła je na wystawie przemysłu bawełny w 1884 roku w Nowym Orleanie. Japończycy chętnie rozdawali je mieszkańcom, co było brzemienne w skutkach. Kwiat stał się typowym gatunkiem inwazyjnym, który w krótkim czasie pokrył grubą warstwą rzekę Mississippi niedaleko jej ujścia. Sprawiało to problemy w transporcie barkami oraz rybołówstwie, znacząco wpłynęło na ekosystem stanów Floryda i Luizjana Broussar chciał rozwiązać ten problem, a przeczytany w gazecie artykuł autorstwa zwiadowcy z zachodniego USA dał mu nietypowe rozwiązanie. Po jego przeczytaniu “Kuzyn Bob” rozpoczął przygotowania prawne i zaplanował podróż do Waszyngtonu w prostym celu – namówić kongres do sprowadzenia z Afryki hipopotamów. Polowali na… zdziczałe koty. “Są jak diabły na metaamfetaminie” Frederick Burnham, człowiek amerykańskiej rubieży Frederick Russel Burnham to człowiek, którego życie wypełniłoby niejeden scenariusz filmu przygodowego. W wieku 14 lat uciekł z domu wujostwa, które się nim zajmowało. Trafił do Teksasu gdzie został scoutem – typem zwiadowcy, który znał naturę jak własną kieszeń i potrafił przetrwać dni, a nawet tygodnie bez kontaktu z cywilizacją. W zachodniej części Stanów takich osób było dużo. Brali udział w walkach z rdzenną ludnością i pomagali mapować wciąż słabo znane części kontynentu. To właśnie na tej profesji Brytyjczyk, sir Robert Baden-Powell, oparł potem swój przeznaczony dla młodych chłopców ruch skautingu, znany w Polsce jako harcerstwo. Po latach zarabiania jako scout, Burnham udał się do Afryki by walczyć po stronie brytyjskiej w wojnach burskich – konfliktach między Brytyjczykami a Burami, czyli żyjącymi na Czarnym Lądzie potomkami osadników z dzisiejszej Holandii. Był wysyłany na samotne misje w głąb afrykańskiej dziczy, aby szpiegować burskie wojska i przeprowadzać dywersje. Tam też zetknął się z jedzeniem hipopotamów, których mięsa sam miał okazję spróbować. Po zakończeniu II wojny burskiej wrócił do USA i osiadł w Kalifornii wraz z rodziną. Jako idealista i patriota postanowił zaproponować własne rozwiązanie problemu z niedoborem mięsa. Napisał artykuł, w którym postulował sprowadzenie z Afryki hipopotamów i innych zwierząt, w celu ich hodowli na mięso. To właśnie ten tekst został przeczytany przez Broussara, który skontaktował się z Burnhamem i zaprosił do Waszyngtonu na wystąpienie przed kongresem. Jak się okazało, za sprawą hipopotamów wraz z senatorem Luizjany opowiadał się jeszcze jeden człowiek. Człowiek, którego Burnham znał. Brak nowych licencji na przewozy konne do Morskiego Oka. Czy będzie zakaz? Czarna Pantera z Veld, czyli człowiek, który miał zabić Fredericka Burnhama O życiu Fritza Duquesna (wym. dukejna) nie mamy wielu pewnych informacji, głównie dlatego, że mężczyzna ten lubował się w wymyślaniu fikcyjnych historii o sobie samym. Wiadomo, że urodził się w Kolonii Przylądkowej (dzisiejsze RPA) jako Bur. W konflikt z Brytyjczykami zaangażował się szybko i przyjął pseudonim Czarna Pantera z Veld. On i Burnham pełnili po dwóch stronach konfliktu tę samą rolę – byli scoutami, zwiadowcami, odpowiedzialnymi za dywersję i szpiegostwo na terenie wroga. Mało tego – każdy z nich otrzymał od dowództwa zadanie zabicia tego drugiego. Podczas wojen burskich prawdopodobnie nigdy się nie spotkali. Miało do tego dojść dopiero lata później, już na amerykańskiej ziemi. Duquesn trafił do USA po wygranych przez Brytyjczyków wojnach burskich. Imał się różnych zajęć, aż w końcu zaczął budować swoją karierę jako człowiek, który bardzo dobrze znał Afrykę i tamtejszą zwierzynę. Ta sława zapewniła mu nawet spotkanie z prezydentem Theodorem Rooseveltem, któremu pomagał w przygotowaniach do jego wielkiej wyprawy myśliwskiej na Czarny Ląd. Przy okazji tego wydarzenia pisał do gazet artykuły związane z Afryką. W ten właśnie sposób na Duquesna trafił Broussar, który postanowił namówić go do wsparcia sprawy sprowadzenia hipopotamów – jako eksperta od afrykańskiej zwierzyny. Koniec ferm futerkowych bliski? Ustawa trafi do marszałka jeszcze w tym tygodniu Hipopotamy miały stłamsić inwazyjny gatunek i być źródłem pożywienia Cała trójka spotkała się w Waszyngtonie 24 marca 1910 roku. Autorem tzw. “Hippo Bill”, czyli aktu prawnego, który miał umożliwić sprowadzenie do USA hipopotamów, był Broussar, chociaż za bezpośredniego autora pomysłu uważa się Burnhama. Duquesn miał pełnić rolę eksperta, który swoja szeroką wiedzą na temat afrykańskiej zwierzyny będzie legitymizował ideę. Oczywiście oprócz tej trójki osób postulujących za pomysłem było więcej. Sprawę poparł były już wtedy prezydent Roosevelt. Jakie argumenty podawali autorzy plany? Przede wszystkim w Afryce hipopotamy żyją na podmokłych terenach, bagnach czy jeziorach. To bardzo podobny obszar do tego, jaki rozciąga się na południu USA, w stanach Floryda i Luizjana. Hodowla krów i świń w takim miejscu jest trudna, ale już hipopotamy będą się do tego świetnie nadawać. Kolejną zaletą byłaby decentralizacja przemysłu mięsnego. “The Meat Question” wynikało w dużej mierze z monopolu w przemyśle rzeźniczym. Hipopotamy miały być jednak zbyt ciężkie, aby transportować je do rzeźni w większych miastach. Stworzyłoby to potrzebę stworzenia mniejszych zakładów położonych w pobliżu miejsca hodowli tych zwierząt. Oprócz kryzysu mięsnego hipopotamy miały rozwiązać jeszcze jeden problem – rozprzestrzeniające się po dolnym biegu Mississippi wodne hiacynty. Broussar twierdził, że zwierzęta te po prostu by je zjadały, kontrolując tym samym populację inwazyjnych roślin. Władze Meksyku adoptowały… koty. Zwierzęta mieszkają wokół Pałacu Narodowego Rancza hipopotamów w USA – szalony pomysł trzech wyjątkowych postaci Przez kilka kolejnych lat Duquesn, Broussar i Burnham próbowali znaleźć poparcie dla swojego pozornie szalonego pomysłu, lobbowali wśród polityków i szukali finansowania dla kampanii na rzecz Hippo Bill. Tematem zainteresowały się media. The New York Times pisał o “bekonie z wodnej krowy”. Autorzy pomysłu udzielili wielu wywiadów i wypowiedzi do gazet, w których argumentowali, że do tej pory nie jedliśmy hipopotamów tylko ze względu na strach i uprzedzenia. Zresztą na hipopotamach pomysł się nie kończył – przedstawiony w senacie dokument postulował również sprowadzenie do USA dik-dików (odmiana antylopy), nosorożców, bawołów afrykańskich czy tybetańskich jaków. Pomysł szybko stracił jednak rozpęd i powoli umarł. Powodów było kilka. Po pierwsze w Europie rozpoczęła się I wojna światowa, co skutecznie odwróciło uwagę świata politycznego od “Hippo Bill”. Po drugie główni twórcy tego pomysłu zajęli się innymi rzeczami, przez co nie mieli tyle czasu, aby lobbować za swoją ideą. Burnham został zatrudniony przez amerykańskie firmy do pomocy w otwarciu kopalni miedzi i systemów irygacyjnych w Meksyku. Brousser był zajęty kampanią wyborczą – w 1815 przestał być kongresmenem i został senatorem, trzy lata później zmarł. Najciekawszy los spotkał Duquesna, którego początek wojny zastał w Ameryce Południowej. Miał kręcić tam film dokumentalny, kiedy dowiedział się, że prezydent USA Woodrow Wilson postanowił na ten moment zachować neutralność w konflikcie. W mężczyźnie odezwała się nienawiść do Brytyjczyków, która pozostała mu z czasów wojen burskich. Uznał, że niewłączenie się w wojnę przez USA jest niedopuszczalne i postanowił samodzielnie zająć w niej stanowisko, stając po stronie przeciwnej niż Wielka Brytania. W tym celu zgłosił się do niemieckiego konsulatu i został działającym na rzecz Niemiec szpiegiem. Jako dywersant miał być odpowiedzialny za zatopienie 22 statków. Podczas II wojny światowej również działał jako szpieg, tym razem już III Rzeszy. W 1942 roku aresztowano go i skazano na 18 lat pozbawienia wolności. Opuścił więzienie w 1954 roku ze względu na zły stan zdrowia. Zmarł dwa lata później. Bobry wracają do Kalifornii. Będą zapobiegać pożarom Czy to miało prawo się udać? Nie zachowały się żadne analizy czy wywody z epoki, w których badacze wyrażaliby poparte faktami naukowymi wątpliwości związane z pomysłem Broussara, Burnhama i Duquesna. Co mówi współczesna wiedza? Instytut Smithsonian w swoim artykule o sprawie zawarł wypowiedź Jasona A. Ferrela, dyrektora Instytutu Badań nad Żywieniem i Rolnictwem z Uniwersytetu Florydy. Twierdzi on, że pojawienie się hipopotamów na bagnach południowego USA mogłoby zwiastować katastrofę ekologiczną. Według Ferrela hipopotamy oddają do wody duże ilości odchodów. Te z kolei działają jak nawóz i wzmacniają rozwój alg w danym zbiorniku, co niechybne kończy się ograniczeniem dostępu do światła i tlenu, a ostatecznie śmiercią ryb i podwodnych roślin. Jako przykład badacz podaje sytuację z Kolumbii, gdzie cztery hipopotamy zbiegły z prywatnego zoo narkotykowego barona Pablo Escobara, rozmnożyły się i zanieczyszczają tamtejsze jeziora swoimi odchodami, czyniąc z nich “błotniste, śmierdzące, wypełnione algami” zbiorniki. Autorzy “Hippo Bill” twierdzili też, że hipopotamy to bardzo łagodne zwierzęta, które można bez problemu ujarzmić, a nawet prowadzić na smyczy czy powrozie. Dzisiaj znamy statystyki, które temu przeczą. “Wodne krowy” należą do najbardziej zabójczych zwierząt na świecie, zabijając nawet 500 osób rocznie. Wyprzedzają w tym rankingu znane afrykańskie drapieżniki, takie jak lwy, krokodyle czy tygrysy. Co jednak z pomysłem, aby dzięki zwierzętom z Afryki pozbyć się inwazyjnych wodnych hiacyntów? To również zły pomysł, bowiem rośliny te w 98% składają się z wody. – Jest w nich tak dużo wody, że gdy zwierzę zje taką roślinę, jego organizm musi zacząć się regulować. Metabolizm zostaje wzmocniony, aby pozwolić nerkom na przefiltrowanie całej tej wody przyjętej z hiacyntów. Mają bardzo mało wartości odżywczych, hipopotamy jadłyby je i traciły na wadze – twierdzi Ferrel. Hipopotamy nigdy więc nie były hodowane w USA. Zamiast tego tamtejszy rząd postanowił przystosować niezagospodarowane wcześniej tereny tak, aby nadawały się one do hodowli bydła, trzody chlewnej i drobiu. Jeśli chodzi o hiacynty wodne to dziś, ponad sto lat później, dalej stanowią one problem dla mieszkańców delty Mississippi. Lokalna władze przeznaczają miliony dolarów rocznie na traktowanie ich pestycydami. – Czytaj także: Pandy i dyplomacja. Jak puchate misie wpływają na relacje Chin i USA Źródła: smithsonianmag.com, wired.com, magazine.atavist.com Fot. Bing Image Creator, Canva (Tiere und Landschaften) Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.