Instalacja fotowoltaiczna z magazynem energii

Poznaj orientacyjne koszty

Konie na trasie do Morskiego Oka umierają! Poruszający raport Fundacji Viva

Konie na trasie do Morskiego Oka umierają! Poruszający raport Fundacji Viva

64% koni wycofanych z pracy na trasie do Morskiego Oka w ciągu ostatnich 10 lat nie żyje – tak wynika z opublikowanego w piątek 15 września raportu Fundacji Viva! Dokument obejmuje lata 2012-2022 i śledzi losy 1002 koni pracujących na trasie w tym okresie.

CFF OPP Baner poziom mobile450 x 250CFF OPP Baner poziom 6.03.2023 1
Reklama

Z Tatr do rzeźni – smutny los koni wożących turystów

“Kuban pracował w Morskim Oku od 2013 roku. Został wycofany z pracy po dwóch latach, ponieważ „utykał na nogę”. Hortex miał 7 lat i zaczynał pracę razem z Kubanem. W 2015 roku nagle okazało się, że „gdy padał deszcz, to bał się peleryn i parasoli”. Wycofano go z pracy. Lucky pracował na trasie od 2012 roku. Nie żyje – został „skierowany do UBOJU ze względów medycznych”. W rzeźni ubito też Azyla, Fidela, Burego, Rora, Eseja, Sudana czy Karego. 7-letni Jukon umarł na trasie, podobnie jak 6-letni Jordek” – tak zaczyna się raport Fundacji Viva!, która zbadała losy 1002 koni pracujących na trasie do Morskiego oka od stycznia 2012 do lata 2022.

Autorzy raportu dotarli do przerażających danych, dotyczących losu koni pociągowych na drodze do najpopularniejszego górskiego jeziora w Polsce. Spośród 1002 koni 712 zostało wycofanych z pracy w badanym okresie. 456 (64%) z nich nie żyje, z czego 433 (61%) swoje życie zakończyło w rzeźni. Jedynie 23 zwierzęta zmarły i zostały poddane utylizacji. 17 koni zostało wykupionych przez fundacje zajmujące się ochroną praw zwierząt i trafiło na zasłużoną “emeryturę”. Istotny jest średni czas, jaki koń spędza pracując na trasie do Morskiego Oka. To zaledwie 36 miesięcy. Zwykle koń żyje od 25 do 30 lat i znaczną część swojego życia może spędzić “pracując”, o ile nie jest przeciążony i źle traktowany. Fakt, że konie pracujące w Tatrach wytrzymywały na trasie jedynie 3 lata świadczy o alarmującym stanie tych zwierząt i ich przepracowaniu.

Przeciążenie i kłamstwa fiakrów

W 2013 roku Fundacja Viva! zleciła dr. inż. Władysławowi Pewce przeliczenie przeciążeń, jakim poddawane są konie na trasie do Morskiego Oka. Według ekspertyzy na całym odcinku zwierzęta pracują z uciągiem przekraczającym o blisko 50% bezpieczne normy. W niektórych miejscach trasy wartość ta zwiększa się nawet o 160%. W raporcie Viva! wymienia wiele innych ekspertyz zleconych przez obrońców praw zwierząt. Fundacja przygląda się także badaniom wykonanym na zlecenie zarządzającego przewozami Tatrzańskiego Parku Narodowego, w których specjaliści znaleźli jednak liczne błędy obliczeniowe, merytoryczne i uogólnienia.

Jeden z koni, 7-letni Jukon, zmarł na oczach turystów w roku 2014 – po prostu wywrócił się na trasie i już nie wstał. Woził ludzi na Morskie Oko zaledwie 3 miesiące. Jest to jeden z 23 koni, które nie zostały wysłane do rzeźni po zakończeniu pracy. Viva! odkryła, że w przypadku wielu z koni oddanych “na mięso” fiakrzy dopuścili się kłamstw w dokumentacji. 7-letni Morcek trafił do rzeźni 5 września 2013 roku, zabito go dzień później. Fiakier  [przyp. red.: regionalnie: dorożkarz] dopiero po dwóch latach powiadomił TPN o tym, że Morcek został “wypożyczony sąsiadowi do innych zajęć”. 5-letni Imbel 11 maja 2015 roku został wycofany z trasy, pracował 21 miesięcy. W dokumentacji TPN napisano: “Złe sparowanie w zaprzęgu, sprzedany do gospodarstwa w Bukowinie Tatrzańskiej”. Gdzie problem? Imbel w chwili powstawania tego zapisu już nie żył, sprzedano go do rzeźni 6 marca 2015 roku i zabito tego samego dnia.

Podane wyżej przykłady to tylko dwa spośród dziesiątek wymienionych w raporcie. Dlaczego tak się dzieje? Przez jakiś czas TPN w swoim regulaminie dawał organizacjom działającym na rzecz ochrony zwierząt  prawo pierwokupu koni. Jeżeli fiakier chciał sprzedać konia do rzeźni, musiał zgłosić to władzom parku, które potem powiadamiały organizacje. Fiakrzy jednak omijają ten zapis, sprzedając konie pośrednikom “na gospodarstwo” lub “do dalszego użytku”. Dlatego fundacjom takim jak Viva! w przeciągu 10 lat udało się wykupić zaledwie 17 koni, a 433 trafiło do rzeźni. Poza tym zgłoszenie wycofania konia jakiś czas po jego faktycznej śmierci związuje fundacjom ręce – nie da się wykupić konia, który już nie żyje.

Trasa na Morskie Oko wczoraj i dziś

Konie na trasie do Morskiego Oka zaczęły pojawiać się pod koniec lat 80. po kilkudziesięciu latach przerwy. Aktualnie są jedyną alternatywą dla pieszej podróży nad to górskie jezioro. Przejazd powozem zajmuje około godziny i w mijającym sezonie letnim kosztował 90 zł od osoby. Piesze przejście całej trasy to około 2,5 godziny. Niegdyś nad Morskie Oko dało się dojechać samochodem, w dwudziestoleciu międzywojennym uruchomiono też na tej drodze komunikację autobusową. Transport spalinowy został jednak wycofany po oberwaniu się dużej części drogi tuż przed Wodogrzmotami Mickiewicza w 1988 roku. Niespełna rok później na trasę wróciły dorożki. Kilkadziesiąt lat wcześniej, zanim wyparły je samochody, pojazdy te woziły jednak od 2 do 4 osób. Po powrocie w latach 90. zaczęły szybko wydłużać się i pod koniec XX wieku woziły nawet po 30 pasażerów. Aktualnie limit wynosi 12 osób plus 5 dzieci do lat czterech i nienormowana liczba bagaży.

Czy musimy dręczyć konie? Są alternatywy

Wozy konne, poza problemem etycznych związanym z dręczeniem zwierząt oraz wysoką ceną, są także niedostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Kilkanaście lat temu zakazano również wjazdu na trasę rowerami, co motywowano zagrożeniem dla turystów pieszych. TPN parokrotnie prowadził jednak testy rozwiązania hybrydowego – konie ciągnęły powóz, który miał także własne zasilanie elektryczne. Pierwszy prototyp w 2014 roku podczas testów uległ przegrzaniu i wyłączył się na trasie. Cztery lata później spłonął podczas pożaru budynku należącego do parku. W 2020 roku pojawił się kolejny prototyp, który jednak ważył o 400-600 kg więcej od obecnych wozów i był testowany przy niepełnym załadunku. W tym roku wrócił z długich napraw jednak nadal nie działa jak należy i nie jest dopuszczony do użytku na trasie.

Czy istnieją alternatywy? W swoim raporcie Fundacja Viva! wskazuje przykład przyczep ciągniętych przez samochody w Parku Narodowym Great Smoky Mountains w USA. Atrakcja znana jako hayride umożliwia przejażdżkę przyczepą wypełnioną sianem. Dokument proponuje też ponowne dopuszczenie do ruchu rowerów, przy jednoczesnym oddzieleniu pieszych i rowerzystów przez stworzenie ścieżki rowerowej. W Parku Narodowym Gesäuse w Austrii działają również ciągniki dla osób z niepełnosprawnościami, a po drugiej stronie Tatr, w słowackim Tatrzańskim Parku Narodowym i Parku Narodowym Słowacki Raj, można wypożyczyć hulajnogi do zjazdu w dół popularnych tras. Padają również przykłady autobusu w amerykańskim parku Yellowstone i autobusu elektrycznego, który wozi turystów na terenie chorwackich Jezior Plitvickich.

Pełny, liczący ponad 300 stron raport Fundacji Viva!, a także jego skróconą do kilkunastu stron wersję znajdziecie tu.

– Czytaj także: Zwierzęta mają prawa. Codziennie

Źródła: ratujkonie.pl, podhale24.pl, swiatzwierzat.pl

Fot. Canva

Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.